Pentacon Six TL, produkowany w NRD w latach 1956-1990, był w czasach PRL-u uznawany za swego rodzaju wyznacznik profesjonalizmu. Średnioformatowa lustrzanka, początkowo nazywana Praktisix (spotykana w różnych wersjach), wykorzystywała klisze typu120 lub 220 (24 klatki 6x6, bez papieru ochronnego na kliszy, a tylko z częścią rozbiegową i zakończeniem). Pierwszy raz zobaczyłem taki aparat w 1985 roku. Mój kuzyn, studiujący wówczas na Akademii Medycznej w Lublinie, wypożyczył sobie taki aparat na wakacje ze Studenckiej Agencji Fotograficznej, działającej przy wspomnianej uczelni. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i był moim marzeniem przez wiele lat. Niedawno to marzenie się spełniło.
Wśród fotografujących miał tylu zwolenników, co i przeciwników. Niewątpliwie dużą zaletą była klatka formatu 6x6, wymienne układy celownicze oraz duży zestaw wyposażenia dodatkowego. Zwolennicy podkreślali niemiecką solidność i precyzję wykonania oraz niezawodność. Z kolei przeciwnicy, często nie bez racji, narzekali na dużą awaryjność mechanizmu przesuwu filmu (po dłuższej eksploatacji aparat nakładał klatki, początkowo nieznacznie, później dość poważnie). Prawda jak zwykle leży po środku. Pentacon Six dostosowany był do pracy z dobrej jakości materiałami, czyli przede wszystkim NRD-owskie ORWO, jak również Agfa, Ilford i Kodak. Nieźle też spisywał się z polskimi Fotopanami, czeskimi Fomami oraz nawet z rumuńskim Azopanem. Problemy natomiast pojawiały się gdy ktoś, ze względów oszczędnościowych lub z braku innych możliwości, zakładał radzieckie FOTO. Różnica polegała na grubości i sztywności zarówno papieru ochronnego jak i samej kliszy. Grubsze i sztywniejsze materiały produkcji radzieckiej powodowały duży opór przesuwu i uszkodzenie sprzęgła. Usunięcie takiej awarii nie było proste, wymagało odesłania aparatu do specjalistycznego serwisu i oczywiście było kosztowne. Niektórzy domowym sposobem rozłączali przesuw filmu od naciągu migawki, zakładali odpowiedni "kluczyk" w dolnej części korpusu i wycinali okienko w tylnej ściance w celu kontroli przesuwu kliszy. Widziałem kilka tak przerobionych aparatów. Rozwiązanie to nie było zbyt wygodne, ale działało. Mój aparat został odkupiony po likwidacji u mnie w pracy. Wieloletnia eksploatacja nie spowodowała żadnych uszkodzeń w mechanizmie, ponieważ aparat był użytkowany ostrożnie, na dobrych materiałach, a pan Maciek, który opiekował się całym sprzętem fotograficznym, często aż do przesady i szczególnie skrupulatnie kontrolował innych pracowników. Dziś mój Pentacon Six spisuje się świetnie i równie dobrze wygląda.
Dodatkowo kominek wyposażono w lupę ułatwiającą ostrzenie.
Otwarcie przedniej ścianki kominka i wysunięcie okienka z tyłu umożliwia szybkie celowanie w obiekt, ale już bez podglądu ostrości.
Widok z góry i od dołu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz